dwóch miesięcy przeszło za granicą, w Londynie, Hamburgu i innych handlowych punktach Europy. O niej zaś powziął przekonanie, że jest ogromnie egzaltowaną.
Przychodził także często Łanowski, młody, dwudziestodwuletni rzeźbiarz, który przyjechał z Włoch, ładny, wiotki blondyn, o sentymentalnych, jasno‑niebieskich oczach, zawsze bardzo smutny i bardzo cichy, tak melancholijny, że go pani Heimerthowa nazywała »pan cyprys«, albo »pan nenufar«. Zakochał się on zupełnie w Rdzawiczu, wpatrywał się w niego, jak w tęczę i mówił do niego »mistrzu«, czując się najszczęśliwszym, kiedy mógł mu podać wody do mycia, albo filiżankę z herbatą. Stworzyło się kółko, które codzień przed wieczorem zbierało się w dużej i odpowiednio urządzonej pracowni: Heimerthowa nazywała to causeries romaines od imienia Rdzawicza, a na wzór »Wieczorów florenckich«. Dni płynęły Rdzawiczowi cicho i ogromnie spokojnie: nie potrzebował się o nic troszczyć, o niczem myśleć i o nic starać. Czarodziejskie ręce pani Laury i baronowej Heimerthowej słały mu, jak mówił, »życie kwiatami«.
Przerwic, Morski i Kowal, który odłożył swój wyjazd do Australii, wpadali także często, a od powrotu ze wsi i Stosławski. Dysputowano i rozmawiano, a Rdzawicz z pewnem przerażeniem myślał o tem, że wkońcu powróci do zdrowia zupełnie, i że będzie musiał na nowo o sobie sam myśleć, a zarazem, że będzie się musiał przestać czuć osią pewnego kółka ludzi, jaką był teraz, jako chory. Ale wówczas rozglądał się po swojej pracowni i myślał, że przecież jednak zawsze pozosta-
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/249
Ta strona została skorygowana.