Pani Laura cieszyła się jak dziecko z tego, że będą jeździli konno i wózkami, pływali po jeziorze i bawili się z psami, których jest tam mnóstwo; dowodziła przytem pani Biszy, która wpadła na jeden dzień do Warszawy, że na wsi nastąpi niezawodnie porozumienie między Elą a Rdzawiczem, na co pani Bisza odpowiedziała jej, że ma na tym punkcie ćwieka w głowie i że z wyjazdu Rdzawicza do Rosieńskich może się wykłuć co, z czego nikt nie będzie kontent.
— Ale kiedy go sami zapraszają i ja wiem, że nie mieliby nic przeciwko temu — broniła się pani Laura.
— A ty się zaczynasz widocznie starzeć, kiedy ci takie miłe swatostwo.
— Moja droga — odpowiedziała pani Laura — każda z nas musi się czemś jeszcze zająć poza mężem. Ty masz dwoje dzieci, za pół roku będziesz miała trzecie, a ja nic. Wiesz, jak Jerzego kocham, ale przecież całego życia mi nie wypełnia, tak, jak ja jemu go nie wypełniam. On pisze i zdobywa sławę, a ja chciałabym zrobić coś dobrego. Robi się ludziom dobrze nie tylko ręką i nie tylko tym potrzeba ludzkiej pomocy, którzy nie mają co jeść. Rdzawicz w swojem porządnem ubraniu jest nieszczęśliwszy od wielu takich, co mieszkają po suterenach, albo nigdzie. Trzeba brać ludzi podług ich miary. Moja droga, to nie jest żadna chęć swatania ale zrobić kogoś szczęśliwym, to przecież jest miło; a jeżeli można, to jest obowiązek.
Pani Bisza pokręciła głową i powiedziała, że wszystko to jest bardzo piękne, ale że radzi, jak zawsze, być więcej ostrożną.
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/251
Ta strona została skorygowana.