wało mu się, że tak, chwilami, że nie. O tem, że się przez nią uczuł upokorzonym, pamiętał ciągle i ciągle jednakowo. I zdawało mu się, że gdyby mogła tu być mowa o wybaczeniu, prędzej wybaczyłby jej to, że go rzuciła, niż to, że dała mu poznać, iż jest dla niej niczem. Teraz już upokarzało go to przed nim samym, że on o niej myśli i pamięta, ale zarazem czuł, że gdyby mu chciano tę myśl i pamięć wydrzeć, musianoby je z jego żył razem z krwią wytoczyć i razem z życiem mu je odebrać. Czy ją kochał jeszcze, nie wiedział; ale czuł, że do tej myśli i do tej pamięci, wżytej w jego istotę, jak część składowa jego organizmu, przywiązany jest najbardziej na świecie.
Wydobył portret Maryi z szuflady i kiedy był sam, wpatrywał się weń całemi godzinami, poczem na nowo chował go jak pierwej. Po każdem takiem patrzeniu rosła w nim tęsknota do niej i żal za nią. Z początku bronił się był uczuciom, odpędzał je, przypominał sobie spotkanie; ale teraz Marya stawała mu coraz częściej przed oczyma w tej pierwszej chwili, z ogniem na twarzy i zamarłem słowem na ustach, kiedy go pierwszy raz spostrzegła na raucie. Poddał się tęsknocie i żalowi.
Godzinami patrzał, zamknięty na klucz w pracowni, na swego »Anioła śmierci«, na blok marmuru, w którym go miał kuć, a który sprowadził, sprzedawszy Stosławskiemu naprzód »Trucicielkę«, i na portret Maryi, podług którego miał niegdyś modelować jej popiersie. I wydawało mu się, że życie jego całe ze wszystkiem, co w niem zaszło, od chwili poznania Maryi, to sen, że się zbudzi i odnajdzie takim, jak pierwej, kiedy
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/254
Ta strona została skorygowana.