kuńcze skrzydła z ogromną satysfakcyą właśnie dlatego, że z góry, to także fakt.
Cała ta Jadwiga Strzeliska razem ze swojem espriforstwem jest niesmaczna. Z pewnością mogła w stu innych miejscach oznaczyć mu rendez‑vous, nie właśnie w jego pracowni o dziesiątej rano, a najstosowniejby zrobiła, żeby mu była odpisała, że wcale nie widzi powodu, dla którego mieliby z sobą mówić. Wszystko, co ona robi, robi dla pozy i dlatego, żeby o niej gadali, byłaby przychodziła go dozorować podczas choroby. Najlepiejby było, żeby wcale teraz nie przyszła. Możnaby do niej napisać, aby się wstrzymała ze swoją wizytą w jego atelier o dziesiątej rano. I ten portret na ścianie, ta cała afiszerya... wszystko to razem jest przedewszystkiem śmieszne. Przeprosi Strzeliską, że pisał do niej w rozdrażnieniu, że właściwie nie ma się o co jej pytać, i wytłómaczy, że wskutek choroby i zmęczenia, czasem nie zdaje sobie jeszcze dobrze sprawy z tego, co robi. Sięgnął ku ścianie, aby zdjąć portret i schować go; ale kiedy położył go na stole, ciemno‑szafirowe o złocistym blasku oczy Maryi spojrzały nań — i opadł na krzesło, opierając czoło na ściśniętych pięściach. Oczy Maryi spojrzały mu w głąb duszy, w której odezwał się ból silniejszy, niż wszystko.
W tej chwili usłyszał pukanie: zerwał się i odwrócił portret twarzą do stołu. Czuł, jak oblewa go gorąco.
W ciemnej sukni i w ciemnym kapeluszu, dosyć wysoka i szczupła, weszła Jadwiga Strzeliska, nieco bledsza niż zwykle.
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/259
Ta strona została skorygowana.