— Borzewski jest podły! — powtórzył Rdzawicz. — Żaden porządny człowiek nie powinien mu ręki podać. I dla takiego człowieka, dla takiego szubrawca, taka kobieta, jak Marya zaczyna życie od zbrodni!
— Deklamacye — wzruszyła ramionami Strzeliska.
— Może w innym wypadku nazwałbym to inaczej, w tym nazywam to zbrodnią, słyszy pani?!
— Bo pan kocha Marynię.
— Borzewski się był powinien jej zrzec!
— Kiedy ona się go zrzec nie chciała. Panie Romanie, dla jakichś zasad, przesądów i względów moralnych, zrzekać się człowieka, którego się kocha i jedynej prawie satysfakcyi w życiu? Nie, to byłoby za wiele, przyznasz pan.
Spokój i pewność siebie Strzeliskiej zachwiały znów Rdzawiczem; zresztą ona mówiła tylko to, o co on sam sto razy kłócił się z twardo moralnym Tężlem.
— Więc co miało to znaczyć, co mi pani wtenczas powiedziała? — spytał, aby odwrócić rozmowę, brakło mu bowiem odpowiedzi.
Strzeliska uśmiechnęła się, spoglądając nań z góry i rzekła:
— Oto to, że pan szukałeś miłości w Maryni, w której jej pan nie mogłeś znaleźć i ja już wtenczas wiedziałam, że pan nie znajdziesz, a nie chciałeś pan widzieć, że przy panu jest kobieta, która miała dla pana prawdziwą, szczerą przyjaźń.
Rdzawicz miał ochotę powiedzieć: A ja wiem, że
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/276
Ta strona została skorygowana.