w powietrzu łukiem z rozczapierzonemi łapami i wyciągniętym ogonem obleciał i spadłszy o jakie pół metra poza nim, począł pędzić po ścieżce. Tu jednak nowa spotkała go przygoda, albowiem dwa szczenięta ogarzycy, która leżała z niemi na trawie, odbiły się od stada i zastąpiły mu drogę, stając do niego na ścieżce frontem z podniesioną jedną łapką i pootwieranemi pyszczkami, rozbawione, wesołe, wszystkiego ciekawe i zuchwałe.
Mały kot nie bał się ogarzycy, którą znał od urodzenia, wobec szczeniąt jednak czuł pewien wstręt arystokratyczny, a nawet, mimowoli wprawdzie, ale cokolwiek obawy. Były grube i czarne, z obwisłemi uszami. Mały kot stanął i począł się namyślać. Obejrzał się: żóraw był daleko i coś dziobał w trawie; turkuć gdzieś znikł. Może być, że nawet żóraw zjadł turkucia. Mały kot zrobił na chwilę minę »a widzisz psiakrew!«, ale na krótko, trzeba się było bowiem zastanowić nad szczeniętami. Można je było przeskoczyć, lecz poza niemi wyszło z trawy naprzód jedno, potem drugie, potem trzecie, tak, że ich było razem pięć, i przeskoczywszy dwa pierwsze, można było wpaść między tamte trzy w sam środek. Tyle było szczęścia, że mały kot nic a nic się nie bał suki, która lizała najspokojniej szóste szczenię.
Tymczasem dwa pierwsze poczęły się ku niemu zbliżać; wówczas mały kot wygiął grzbiet i zrobił się groźny, aby je przerazić samem wejrzeniem. Ale one z głupowatemi minami szły ku niemu, trochę się go bojąc, a więcej jeszcze ciekawe. O krok stanęły i wyba-
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/288
Ta strona została skorygowana.