była już osławioną kobietą. I znów ogarniał go żal nad nią i gniew na siebie i chciałby był do nóg jej paść i przepraszać i prosić przebaczenia. W tem wszystkiem dominującą i najboleśniejszą myślą było to, że on sam jest dla Maryi niczem, że teraz, kiedy w jej głowie musi się po prostu wichrzyć i kłębić, jego nazwisko, jego istnienie nie nasuwa jej się nawet. Uczucia jakie miał teraz dla niej, nie umiałby nazwać: ciągły, wielki, jednostajny ból i to przeświadczenie, że on o tej kobiecie musi myśleć, cokolwiekbądź będzie, musi; że jego myśl jest z nią związana raz na zawsze i oderwać się od niej aniby mogła, ani potrafiła, choćby nawet chciał tego.
Marya stała mu się jakąś częścią krwi, częścią organizmu. Na tym punkcie owładnęła go rezygnacya. Rozumiał doskonale, że łamie sobie życie i zgodził się z tą myślą, jak namiętny alkoholik zgadza się z tem, że go alkohol, którego używać nie przestanie, zabije. Widziadło zguby przez Maryę stawało mu w oczach, a patrzał na nie, jak człowiek skazany na śmierć, przyjąwszy wyrok, patrzy z rezygnacyą na powoli wznoszone przed jego oknami rusztowanie. To, co go spotka, będzie straszne, ale — niech się stanie.
Począł się też robić, wskutek podrażnienia nerwowego, przesądnym i zabobonnym. Przypominały mu się najróżniejsze wypadki z czasów jego stosunku z Maryą i wszystko na złe wróżyło, choć sobie wówczas z tego sprawy nie zdawał. Nawet potem, po zerwaniu, pił zdrowie jej kochanka i kazał je pić Tężlowi, jakby przeczuwał, co będzie. Od tego czasu minął już rok
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/291
Ta strona została skorygowana.