i upływa połowa drugiego roku... Czy nie marnuje życia?... Czy nie będzie musiał powiedzieć kiedyś, jak Balzac i z takim, jak on żalem: »zdaje mi się, że przeszedłem koło mojego życia?... Twarz Eli Rosieńskiej, cicha i czysta, o wiśniowych ustach, jakby do pocałunku stworzonych, które wołały: pragnę! — majaczyła mu czasem w oczach, jak wspomnienie przeżytego gdzieś kiedyś, jakiegoś lipcowego rana, które pośród innych chwil utrwaliło się w pamięci i czasem wraca.
Przedewszystkiem jednak czuł, że atmosfera, w jakiej jego myśl krąży, jest brudna. Wszystko to, co zrobił Borzewski i ludzie z nim, wszystko to, co miało się stać z Kołolaskim, rodziny Borzewskiego i Maryi, Strzeliska: wszystko to było brudne. Względem Maryi słowa tego użyć nie chciał, nie mógł i nie śmiał i kiedy pomyślał o tem, starał się o niej nie myśleć. Bronił jej sam przed sobą: przedewszystkiem jest nieszczęśliwa, bardzo, bardzo nieszczęśliwa, tem więcej, że ma wszelkie warunki i w tak ogromnej mierze, aby być jedną z najszczęśliwszych, i że to wie i czuje. Z natury bierna, łatwo ulegająca wpływom, a wychowywana pod wpływami najgorszymi takich ciotek Porzelskich i takich kuzynek, jak Jadwiga Strzeliska, psuta przez ludzi, upojona powodzeniem i swoją urodą, ona sama nie wie, co jest złe, a co dobre, co się godzi, a co się nie godzi? Jaki w niej jest grunt, jakąby mogła być i jaką być powinna, najlepiej świadczy gotowość, z jaką ofiarowała Borzewskiemu swój posag na pokrycie deficytu w sumie małoletnich, prawie cały, a byłaby dała do ostatniego grosza, gdyby tego była potrzeba. Że pojmowała, czem są pieniądze, i znała ich
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/292
Ta strona została skorygowana.