zsunął się trochę w tył na włosy i lekki wiatr modelował i gubił kształt jej nóg w białej i miękkiej sukni. Wokoło była wiosna w całym rozkwicie i z całym swoim wszechistotnym popędem rozrodczym; wówczas głowy Rdzawicza i Eli pochyliły się ku sobie na jedną krótką chwilę i jakby mimowiednie.
Ona zaczęła zaraz potem mówić o Przerwicach, on zaś uczuł, że mimo wszystko, co w nim jest i co się w nim dzieje, chwyta go pragnienie tej dziewczyny. Spojrzał na nią; schylił się, zerwał parę bławatków i zwinąwszy bukiecik, podał go jej; skinęła mu uprzejmie głową i włożyła za pasek.
— Wyrzuci pani, gdy zwiędną? — spytał, czując, że źle robi i że robi jej przykrość tem pytaniem.
Istotnie Ela spojrzała na niego jakby z obawą i pewnym żalem; odpowiedziała jednak spokojnie, a wymijająco:
— Nie. Od takich ludzi, jak pan, albo kuzyn Jerzy, kwiatów się nie wyrzuca.
Odpowiedź ta tak była nie w jej stylu, że Rdzawicz ruszył głową trochę niecierpliwie i rzekł:
— Dlaczego pani to mówi, co powinnaby powiedzieć pani Heimerthowa, albo pierwsza lepsza kobieta i z czemby im było do twarzy, ale nie pani?
— Naprzód pani Heimerthowa, o ile wiem, nie jest pierwsza lepsza, a potem dlaczego mnie niema być z tem do twarzy, z czem będzie takiej pierwszej lepszej? — odparła.
— Bo pani taką nie jest.
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/299
Ta strona została skorygowana.