Była niedziela: państwo Rosieńscy, jak zwykle w niedzielę, spodziewali się gości. Trzeba było wrócić, przebrać się i wejść między tych ludzi, którzy go będą traktowali jak »pana Rdzawicza, mniej więcej znanego artystę«, nie wiedząc, że jego nazwisko może będzie niedługo powtarzanem w Europie, jak nazwisko Klingera, lub Stucka, jako nazwisko »nowej gwiazdy«.
Na ganku spotkał Rózię, która poczęła wołać:
— Panie Romanie, wie pan kto jest? przyjechali państwo Twardowieccy z Pęcina, oni oboje, obaj ich synowie, jeden sję kocha w Eli, i córka, panna Matyldzja. Mówią, że widzjeli z daleka powóz pani Emilii Zręmbskiej, pewno także tu zjedzje. A pan nie przybrany. Proszę włożyć ten piękny krawat biały w szafirowe cętki, dobrze?
— Dobrze...
— Naprawdę, pan jest taki dobry. Jabym pana o jedno spytała...
— No, o cóż takiego?
— Pan sję śmiać będzje. Czy pan ma do mnie sympatyę?
— Nawet dużą.
— To dobrze, bo ja do pana toże, a to tak miło mieć sympatyę. Niechże pan zawdzjeje biały krawat w szafirowe cętki i prędko przychodzi. Wszyscy na ganku od ogrodu.
Rdzawicz, rozbawiony trochę Rózią, poszedł do siebie i przebrawszy się, wyszedł na ganek.
Na ganku, pod oplecieniem dzikiego wina, rozpiętem na słupach i krokwiach, przy dwóch lampach, pani
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/308
Ta strona została skorygowana.