Rosieńska na swoim fotelu z kółkami, blada i schorowana, w białych koronkach na siwiejących przedwcześnie włosach, rozmawiała z panią Twardowiecką, osobą niemłodą, pokaźnej tuszy i ubraną z pewną pretensyą, obok zaś siedzieli panowie Rosieński i Twardowiecki, jeden pykając z fajki na długim cybuchu, drugi paląc cygaro z obrączką z pozłacanego czerwonego papieru. Trochę w rogu siedziała młodzież. Ela miała tę samą białą, miękką suknię ze złotym paskiem; panna Matylda Twardowiecka, lat około dwudziestu ośmiu, z widoczną intencyą, żeby być piękną, w istocie nie brzydka, tylko dziwnie niesmaczna od pierwszego wejrzenia, oparta z wymuszoną gracyą na łokciu, patrzała na koniec swego szpiczastego bucika; dwaj młodzi panowie Twardowieccy siedzieli z obu stron Eli. Jeden starszy, bardzo przystojny, imieniem Edward, ubrany podług ostatniej mody, miał widoczną cechę tego, co się nazywa »panicz«; drugi, Wiktor, o wiele mniej elegancki, trącił od razu »wsiostwem«. Przerwicowie siedzieli obok siebie, ona bardzo ładna, w ciemno‑granatowej sukni, z żółtym koronkowym kołnierzem. Rdzawicz usiadł przy niej.
— Dziwię się — mówiła pani Twardowiecka, która widocznie »zagajała« — że Zręmbskiej jeszcze niema. Widzieliśmy jej powóz na zakręcie około kościoła, powinienby już być od pięciu minut.
— Tak, jeżeli ją państwo tam widzieli, to już powinnaby być dawno — powiedział pan Rosieński, puściwszy ogromny kłąb dymu i odganiając go ręką na ogród. — Ale słyszę, że ktoś zajeżdża; może właśnie ona? — Wyszedł i za chwilę wrócił, prowadząc przed
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/309
Ta strona została skorygowana.