niegdzie przeświecały matowo i nie promiennie. Księżyc majaczył w mgławicy sierpem.
Rdzawicz, rozstrojony całym dniem, wrażeniem, jakie na nim uczynił Łukowicz, i grą Morskiego, wyszedł do parku.
Ogarnął go ogromny smutek. Czuł się sam, a to uczucie poczęło go przygnębiać z potęgą, jak nigdy prawie. Naokoło jeszcze trwała pora miłości. Zresztą miłość jest wieczna, ma tylko swoje znamienne formy. Miłość jest olbrzymim, wiecznym ruchem wirowym. W morzu i na ziemi trwa ciągle i wszystko pochłania. Rdzawicz miał jakby kolosalną wizyę miłości. Zdawało mu się, że jak pod wpływem muzyki Morskiego, otwierają mu się otchłanie morskie i przestrzenie ziemi, i że widzi potworny, wszechświatowy chaos pragnień, żądz i syczeń miłosnych. Zdawało mu się, że ta miłość, która obejmuje cały świat, ma swój odurzający zapach. Pojmował jej wieczność. Ona trwa od początku bytu, każdorazowe pokolenie jest tylko jej jedną warstwą, jedną falą.
Ta olbrzymia idea uplastycznia się w miliardach kształtów i postaci. Kocha się tę ideę wcieloną w najbardziej odpowiadający wyobrażeniu jej kształt. Uścisk miłosny — jest to nieskończona mgławica kosmiczna przeistaczająca się w coraz nowe formy, które giną i nikną, aby innym miejsca ustąpić. Miłość jest wieczną spuścizną, wiecznem dziedzictwem, wieczną ogólną ideą w nieskończonej ilości rzeczywistych zjawisk.
Myśląc tak, czuł się coraz smutniejszym. Był w całym świecie jakby czemś obcem — był sam...
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/323
Ta strona została skorygowana.