w las. Na ganku, ciemnym od dzikiego wina, zobaczył sylwetkę kobiecą, siedzącą na ławce.
— Czy to pani Lora? — spytał, myśląc, że Przerwicowie tu usiedli.
— Nie, to ja — odpowiedziała Ela Rosieńska, drgnąwszy, jakby przelękła.
— Myślałem, że Jerzowie byli w parku.
— Poszli już do siebie w drugą stronę. Dobra noc panu — odrzekła wstając.
Ale jego w chwili, gdy poznał Elę, owładnęła jakaś szalona, niezważająca na nic namiętność. Była to kobieta, kobieta młoda i ładna, kobieta, której nie był obojętny, mógł to poznać choćby po jej głosie, kiedy się do niego odezwała, winszując dyplomu — — on zaś miał w sobie tyle żalu, tyle tęsknoty i tyle pragnienia... W piersiach wezbrało mu coś i kolana pod nim lekko zadrżały.
— Panno Elu, — odezwał się półgłosem, podchodząc ku niej — dlaczego pani mi się pytała, czy od pani przyjmę powinszowanie?
— Myślałam, że pan się gniewa na mnie — rzekła prosto i smutno. — Przytem zdaje mi się, że jestem dla pana niesympatyczną, a od takich osób wszystko jest niemiłe. Ale nie możemy tu rozmawiać dłużej. Żegnam pana.
Wyciągnęła ku niemu rękę; on jednak kiedy miał jej dłoń w swojej, nie mógł zapanować nad sobą i podniósłszy ją ku ustom, pocałował.
— Co pan robi?! — krzyknęła Ela, cofając się cała i chcąc mu się wyrwać. W nim zaś pocałowanie
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/326
Ta strona została skorygowana.