— Boże! Cóż stało sję?! — krzyknęła przerażona Rózia.
— Nic, tylko trzeba świecy. Niech pani poświeci przez drzwi.
— Gdzież Ela? — spytała z niepokojem Rózia.
— Panna Eliza jest trochę niezdrowa: niech pani poświeci.
Rózia uchyliła drzwi i wysunęła rękę ze świecą: zobaczył łóżko Eli i położył ją na niem. Oczy i usta miała zamknięte i blada, czyniła wrażenie prawie martwej.
— Biedactwo — szepnął, patrząc na nią,
— Już mogę wejść? — zaśpiewała Rózia z za drzwi.
— Zaraz. Teraz niech się pani ubierze — odpowiedział Rdzawicz, chcąc ją przygotować, aby wrażenie nie było zanadto silne. — Panna Ela trochę zasłabła. Niech pani poczeka, to zapalę świecę od pani świecy.
— Czy ona tam jest? — spytała Rózia przerażonym głosem.
Trzeba było całemu wypadkowi nadać jak najlżejszą cechę, a przytem przygotować Rózię, aby się nie przelękła i nie zaalarmowała domu; Rdzawicz odpowiedział więc, jak mógł najzwyklejszym głosem:
— Przedewszystkiem niech pani będzie spokojna. Nie stało się nic strasznego, panna Ela zmęczyła się zanadto.
— Ale czy ona tam jest? — powtórzyła Rózia, której się na płacz zbierało.
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/333
Ta strona została skorygowana.