mu się, że w hierarchii życia posunął się o ogromny stopień wyżej. Jest kochany, naprawdę, bardzo, bez pamięci...
Dopiero po chwili zamajaczyła mu w oczach blada i czysta twarz Eli Rosieńskiej.
Zdjął go głęboki żal nad nią, a równomiernie poczęło w nim róść poczucie krzywdy, jaką jej wyrządził; poczucie to wzięło wkrótce górę nad wszystkiemi innemi. Tak jest, skrzywdził ją, nadużył jej, wyrządził jej krzywdę tem większą, im dotkliwiej ona taka, jak jest, czuje ją i czuć musi.
Nadużywa jej, odkąd ją poznał. I cóż ona ma robić? na raucie nie mogła mu przemocą wydzierać ręki i zwracać na siebie oczu tłumu; dziś, cóż miała począć? porwał ją, uniósł, unieprzytomnił — — zwłaszcza, jeżeli go kocha...
A kocha...
— Ale, co on ma teraz uczynić?... Czuje dla niej wszystko; miłości nie...
Wziąłby ją na ręce i niósł i pieścił, tuliłby ją i całował, dałby jej wszystko, ale jej nie kocha...
A jednak skrzywdził ją. Krzywda ta musi przestać być krzywdą — — uczyni to podług sił. Jeżeli Ela zechce te pocałunki zatrzeć pocałunkami, jako jego żona, poprosi o jej rękę, zaraz jutro. Zwlekać nie można ani chwili.
Nie kocha jej, kochać nigdy nie będzie, ale będzie dla niej zawsze najlepszym, najwyrozumialszym, najserdeczniejszym. Jeżeliby to nawet miało być z jego
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/338
Ta strona została skorygowana.