Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/344

Ta strona została skorygowana.

na wiele ważyć... Gdyby jeszcze ją tak mieć przy sobie całą w dreszczach i z temi rozchylającemi się pod pocałunkiem ustami... Ona jednak jest bardzo ładna... Śliczne ma oczy, włosy i usta. Śliczne białe i małe ręce. Śliczną figurę! Ah! figurę ma prześliczną! Trochę jest cała drobniejsza od Maryi, ale śliczna. Śliczna jest cała...
I on miał ją w ramionach, usta swoje miał na jej ustach, pierś przy jej piersi, trzymał ją za ręce, pieścił...
Wspomnienie odurzyło go... Położył się na łóżko na poprzek, zamknął oczy i nie chcąc myśleć o niczem innem, używał po raz drugi odtwarzaniem w pamięci tego, co użył naprawdę, a wyobraźnia poczęła mu się rozogniać i roznamiętniać, aż go porwała i uniosła. Jakby z pierwotnej ziemi pod pożarem słońca szkarłatne i purpurowe kwiaty, poczęły w jego głowie bujać, róść i jakby pękać w kielichy rozszalałe pragnienia. Czasem podobnie wirują i migają, pełzną i pną się strzelające z ogniska płomienie koło młodej sosny, jak jego myśli krążyły koło Eli.
Spojrzał na zegarek: była już godzina dziesiąta. Przespał pierwsze śniadanie, ale o dwunastej była mała przekąska, na którą trzeba będzie zejść. Uczuł nieprzyjemne i denerwujące wrażenie niepokoju. Jeżeli przypadkiem rzecz się rozniosła, nie mógł sobie wyobrazić, co będzie?
Chmurny i posępny dzień wpływał jeszcze na jego złe usposobienie. Był tak rozdrażniony, że się opanować nie mógł. Chciałby był kogo zobaczyć z domu, aby