dom ludzki otwarty: tymczasem teraz ten dom się zamknął i ubył. Przyzwyczaił się do myśli: »pojadę do Zagórza«, i ta świadomość, że już myśleć tak nie będzie mógł, była mu bardzo przykrą. Do tego Zagórza ciągnęło go. Stąd było tak daleko do Borzewskiego, Kołolaskiego, Jadwigi Strzeliskiej i pani Porzelskiej, do tego wszystkiego, co mu truło życie; było tam tak cicho i spokojnie. I mógł tam być kochany naprawdę, bardzo, bez pamięci... Mógł się dać kochać, mógł używać tego kochania z całym egoizmem i sybarytyzmem, jaki jest wrodzony żądnym użycia naturom. Mógł był tam wypoczywać, po prostu jakby wysypiać się po strasznej nocy, którą przeszedł. Ale nie, ta noc się nie skończyła, ona trwa jeszcze i trwać będzie do końca jego życia. Niema dla niego ani spoczynku, ani wytchnienia. A jednak chyba Lora miała racyę, chyba to już jest więcej szaleństwem, niż miłością...
I znów czeka go to samo życie gorączki, niepokoju, rozdrażnienia, zamknięte między jego pracownię, restauracye i cukiernie. Wzdrygnął się ze wstrętem.
Przytem to ohydne miasto ze swoim kurzem, turkotem i hałasem, ze swoją ciasnotą, ze swojem złem i powietrzem i antypatycznym tłumem ulicznym... Tu było tyle kwiatów, tyle łąk, tyle przestrzeni i tyle wolnego świata. Wszystkie miejsca, gdzie był w Zagórzu, poczęły mu stawać w pamięci z nadzwyczajną plastyką. Wszystkiego użył za mało: i potoków w gąszczach i lilij wodnych i lasu i pastwisk i rzeki. Gdyby teraz wrócił, zanurzyłby się w naturze, utonąłby w niej tak, aby o wszystkiem zapomnieć.
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/356
Ta strona została skorygowana.