chodzi. Na razie przeląkł się, ale to, że Ela nie je i mało mówi, a pani Laura i pani Rosieńska się martwią, nie było niczem strasznem i o pomstę do nieba wołającem. Jak się Ela przegłodzi, to będzie jadła — pomyślał — a najlepiej żeby jej dali cascara sagrada, jeżeli nie znosi olejku. Lora jest dobra, jak anioł, ale dziecko i na wszystko patrzy przez powiększające szkła. Ostatecznie możeby i wyjechał, ale chce być na ślubie Maryi, więc nie wyjedzie, a co się ma stać, to się i tak stanie. Możeby się nawet oświadczyć o tę panienkę... Dostałby na stół ośmdziesiąt tysięcy i bądź co bądź miałby kilka miesięcy przyjemnych, a nadto miałby kto z niego zdejmować długie, cienkie włosy, gdyby je przyniósł do domu.
Rozciął z kolei grubą sztywną kopertę od baronowej Heimerth, zaadresowaną ogromnemi literami, jakich w Anglii używają kantorzyści, a w Polsce arystokracya. Heimerthowa pisała: »Mistrzu Romanie! Są rzeczy, których nie wolno nawet takim, którym wszystko wolno. Dochodzą mię wieści, że Pan od paru dni w Warszawie, a ja jeszcze nie mogłam uścisnąć tej ręki, która sobie wykuła i wymalowała dyplom honorowy. Tego Panu nie wolno. Jestem w domu codzień między dziewiątą a — —
Helena Heimerth«.
Rdzawicz uczuł znowu pewne zadowolenie. Wstał powoli i spojrzał w lustro: miał jakiś inny wyraz, jak zwykle, jakieś cyniczne lekceważące szyderstwo w oczach i ustach. Wydało mu się, że jest podobny do Jadwigi