Strzeliskiej i do malarza Sobieskiego, którego znał za granicą, a który mawiał o sobie, że jego całym majątkiem, prócz tego, co ma na sobie, jest »blaszana miednica, łosiowy kaftan i nic świętego«. Sobieski zapomniał jeszcze — pomyślał Rdzawicz — dodać: oprócz tego, co ma na sobie i braku talentu, ale ja go mam.
Vogue la galère!
Zbiegł do pracowni, w której prawie nie bywał od przyjazdu. Była pusta, wszystko bowiem było w Monachium, tylko obciosany dokładnie w marmurze stał na środku »Anioł śmierci« i wydawał się wobec pustki otaczającej go, ogromny. Rdzawicz począł mu się przypatrywać: za dwa tygodnie najdalej możnaby skończyć nietylko całą grupę, ale nawet twarz. Otwarł komodę i wyjął z niej portret Maryi. Popatrzył chwilę, potem zawiesił go na ścianie i znów począł nań patrzeć.
— Pani Kołolaska, kochanka Borzewskiego — rzekł głośno.
Poczem, jakby nie chciał czy nie mógł być dłużej w tym pokoju, wyszedł szybko, zatrzasnąwszy drzwi za sobą.
— Panna Polewska! — krzyknął pierwszemu z brzegu dorożkarzowi, wsiadając do powozu.
— Wiem — odparł dorożkarz zacinając konia.
— Do Zosi Polewskiej, do Zosi Polewskiej — powtarzał sobie Rdzawicz w myśli. — Do Zosi Polewskiej, jak dawniej... Nie zmieniło się nic... Jak dawniej jeździ do kokot i przywozi do domu ich włosy, które nazajutrz na sobie znajduje... Nie zmieniło się nic... Tylko — — miał mieć żonę, kobietę, której się mówi:
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/369
Ta strona została skorygowana.