zrobić tylko po trzy egzemplarze, biorąc po dwa dla siebie, naturalnej wielkości. Tych fotograf pożyczył mu ze swego gabinetu.
Z portretem, fotografiami i z pomocą swej kolosalnej pamięci, którą Heimerthowa porównywała do kolosalnej pamięci muzycznej Mozarta, Rdzawicz czuł, że robi głowę Maryi tak, jakby robił z żywego modelu. Na tę myśl doznawał jakiejś dziwnej satysfakcyi, dziwnej, bo właściwie była ona tylko bólem, ale ten ból miał w sobie coś podniecającego i gorączkowego, jak jagody szaleju. Uczucia tego nie umiałby był nazwać. Widział, że tworzy coś potwornego ze względu na Maryę, siła jakaś większa, niż nawet sama możność zastanowienia się, refleksyi, owładnęła nim i parła go naprzód. Był panem dłuta, młotka i ruchu swej ręki, ale pobudka tego ruchu przychodziła jakby skądś zewnątrz i jakby niezależnie od niego. Czuł tę siłę, prącą go niemal z furyą. Była to nieustanna, dziwnie potężna inspiracya twórcza, czy też wprost gorączka, jakby jakiś obłęd twórczy: nie wiedział. Czuł się porwany prądem i dał się nieść.
Robił też tak szybko, że się sam zdumiewał: w kilku dniach rysy Maryi wyrosły z kamienia, zupełnie prawdziwe. Ściągła szczupła twarz, wielkie podłużne oczy, nos cienki, prosty i delikatny, z płaszczyznami, jak u greckich posągów, usta małe, wązkie, dziwnie regularne, z górną wargą cokolwiek wzniesioną, broda dosyć krótka i klasycznie okrągła: wszystko to wyprowadził z bryły marmuru, jakby życie w nią tchnął. Włosy puszczone miała lokami ku ramionom, jak były na por-
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/371
Ta strona została skorygowana.