— Czy pan wie, jaki ja mam? — spytała z uśmiechem.
— Nie.
— Może mam czarny, może biały, może czerwony, może niebieski. Nie trzeba sądzić, jak się nie wie.
— A pani sama wie?
Heimerthowa nie odpowiedziała, tylko podniosła oczy na sufit, na którym była namalowana Galatea, kopia rafaelowskiej, i dopiero po chwili rzekła:
— Czy panu nie jest dobrze ze mną taką, jaką jestem? Jeżeli na świecie jest coś trochę dobrze, to już jest tak bardzo dobrze, że nie powinno się kusić licha.
Rdzawicz, poznawszy ją, przekonany był, że roztoczy przed nim dziesięć wachlarzów z aforyzmami, rysunkami, malowidłami i podpisami sławnych ludzi, roztworzy przed nim dziesięć podobnych albumów i sztambuchów, i mimochodem każe mu się domyślać, że dziesięciu malarzy francuskich, dziesięciu kompozytorów włoskich, dziesięciu polskich wirtuozów i dziesięciu poetów i powieściopisarzów całego świata — na śpiewaków od razu poznać było można, że jest w za dobrym guście — klęczało, leżało i wiło się u jej nóg.
Ale Heimerthowa nie pokazała mu ani razu trzewików wytartych czołem Dagnan Bouvereta, obkurzonych włosami Paderewskiego i z odciskiem brody Mascagniego, ani też kosza od bielizny z papierowemi westchnieniami D’Annunzia i innych mniejszych i większych współczesnych D’Annunziow, jak również nie poprosiła go ani »o jedną literę«, ani »o jedną kreskę«,
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/377
Ta strona została skorygowana.