waju, oderwałem sobie podeszwę, a nie miałem za co wziąć dorożki i pojechać do domu. Musiałem dojść z kłapiącą pod nogą podeszwą. Wtenczas stała się dziwna rzecz. Jadwiga Strzeliska zerwała się z fotelu i wybiegła z pokoju; my zostaliśmy sami. Spojrzałem na Maryę; była zaczerwieniona i miała jakieś dziwne światła w oczach. Patrzała przed siebie. Pochyliłem ku jej ramieniu głowę: nie cofnęła się. Wówczas stało mi się coś takiego, jakby mnie obejmowała słodka śmierć... Głowa opadła mi na jej ramię, wziąłem jej ręce, podniosłem je do ust i pocałowałem końce palców jej obu rąk, stulone w moich rękach. Potem sam nie wiem, jak się to stało, objąłem ją lewem ramieniem i przyciągnąłem do piersi. Nie broniła się, tylko oddychała mocno i prędko. Pocałowałem ją w czoło i w kąt ust... W tej chwili weszła Strzeliska z zaczerwienionemi oczyma. Spojrzała na nas, zbladła, zawahała się trochę, a potem wzięła moją rękę i Maryi, złączyła z sobą i trzymała je tak chwilę.
Jakoś wstaliśmy i przeszli do sąsiedniego pokoju, w którym nie było lampy, tylko tyle światła, ile dawała lampa z salonu i księżyc. Marya usiadła na wielkim fotelu pani Strzeliskiej, ja obok niej na taborecie, Jadwiga na poduszkach podnóżnych na ziemi. Nie mówiliśmy nic. Objąłem Maryi ramiona ręką, jakby już była moją. Drugą rękę trzymałem na poręczy fotelu. Nagle uczułem, że Jadwiga przyciska mi usta do wielkiego palca, a potem powiedziała mi cicho: »Pan taki rozumny, a szuka pan daleko, nie widząc, co pan ma
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/38
Ta strona została skorygowana.