Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/392

Ta strona została skorygowana.

oczu i zjeżonym lekko grzbietem, za skomlącym ze strachu kundlem wiejskim. Stanął naprzeciw Tężla i spoglądając mu w oczy, spytał.
— Powiedzże mi jednak, dlaczegoś ty chciał rozbić Anioła śmierci? Sameś go przecie obciosywał z Czempińskim i Łanowskim?
— Nie wiedziałem, że dasz tej kobiecie twarz panny Tyżwieckiej — — odparł Tężel.
— O to ci tylko idzie?
— Przecie wiesz, bom ci mówił pierwej.
— A cóż tobie to szkodzi?
Rdzawicz sam się cokolwiek zmieszał: pierwszy raz w życiu dał Tężlowi uczuć wszystkie różnice, jakie między nimi były, zamknąwszy ich wyraz w akcencie tego słowa »tobie«. Tężel zrozumiał i spuściwszy oczy, czerwony jak piwonia i zmieszany zupełnie, wybąknął:
— Mnie nic, ale tobie i jej...
Gdyby Tężel był na ubliżający ton odpowiedział tak, jak Rdzawicz czuł, że zasługuje, aby mu odpowiedziano, byłoby się prawdopodobnie na tem skończyło, na czem się często kończy u doga, który napada kundla, kiedy ten się nagle odwróci i pokaże zęby: to jest że dog stanie, warknie, zatrzyma się i odejdzie, a w pięć minut później mogą już obaj wyskakiwać wspólnie i ujadać pod drzewem, na którem siedzi kot; ale zmieszanie się Tężla podrażniło go jeszcze i rzekł, niby ukrywając lekką ironię:
— A powiedzże mi, dlaczegóżeś nie rozbił?
Tężel zaczerwienił się jeszcze więcej i milczał.