— W dzień ślubu Maryi wystawić to każę, a gdyby mi ze względu na podobieństwo i możliwy skandal, przyjąć na żadnej wystawie nie chcieli, urządzę osobny pawilon w mieście. Wiem, coś pomyślał, kiedyś mi nie chciał powiedzieć, co myślisz: że zemsta jest rzeczą niegodną, lub może gorzej jeszcze; ale to jest silniejsze odemnie. Ja muszę ją jej pokazać taką, jaką jest. Może to jest pierwszym krokiem do mego szaleństwa — może już jestem szalony, ale muszę! Ona zobaczy siebie.
— Kochałeś ją kiedyś — rzekł smutno Tężel.
— Gdybym nie kochał, nie zrobiłbym tak, jak zrobiłem. Raz się tylko w życiu tak kuje: patrz. Już teraz mógłbym nic więcej nie kuć. A czy ty nie rozumiesz przytem, że jest pewna satysfakcya w pastwieniu się nad tymi, których się kocha i nie przestając ich kochać? Wiesz przecie, że miłość i mord gdzieś się tam blizko schodzą w mózgu. Czegóż tak na mnie patrzysz?
Rdzawicz zauważył, że Tężel spogląda nań jakby z niepokojem i jakiemś przerażeniem:
— Widzisz we mnie co nadzwyczajnego, czy co? — powtórzył.
Tężel patrzał nań jeszcze chwilę i powiedział:
— Nie, ty jesteś zdenerwowany, rozgorączkowany, ale nie chory. Zastanów się: jakże można chcieć tak postąpić z kobietą, którą się kochało? Sam sobie potem tego nigdy nie będziesz mógł darować. Jedna chwila jakiejś dziwnej, spaczonej satysfakcyi, a całe życie możesz pokutować. Przecie pomyśl: to ona, to panna Marya...
Rdzawiczowi napłynęły nagle łzy do oczu: tak
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/396
Ta strona została skorygowana.