Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/401

Ta strona została skorygowana.

Łanowskiego.. bez aureoli... O ileż więcej jest wart!... I to tylko dlatego, że jest uczciwszy.
Tężel nie nie podał mu ręki dlatego, żeby był tego nie chciał uczynić: nie tak wychodzi człowiek, który gardzi. Obydwaj byli tak zaskoczeni tem, co się stało, że nie zdawali sobie zupełnie sprawy z tego, co robią, ale gdyby był nie chciał mu ręki podać, miał do tego prawo!
A jednak — — czyż on się mści?! »Rozkoszą bogów« zwią zemstę — — czyż on się mści? Czyż nie cierpi do szaleństwa? Aby się mścić, trzeba nienawidzić — — czyż nienawidzi? Czyż nie padłby Maryi do nóg i ust jej na stopy nie kładł i nie powtarzał jej aż do omdlenia »kocham cię, kocham cię«?... Jestże to zemsta?...
W przeklętej chwili uniesienia, w szaleństwie bólu, kiedy wszystkie potworne pierwiastki natury ludzkiej zagrały w nim: począł tego Anioła śmierci. Wówczas chciał się mścić, wówczas nienawidził, wówczas opętała go wściekłość deptanego swego »ja«, i chęć oporu, odwetu, dzika, straszna, nieubłagana. Potem?... Tężel tego nie zrozumie, nie pojmie. On nie rozumie tej potęgi nadtwórczej, która, pobudzona, powołana do życia złem, czy dobrem, zmusza tworzyć, jak księżyc zmusza morze biedz i odbiegać od brzegu.
Jest jednak wola...
Ale na zdruzgotanie Anioła śmierci, na zmienienie choćby jednego rysu, Rdzawicz nie miał siły w sobie; owszem, czuł, że będzie jeszcze cyzelował tę twarz i wydobywał z niej podobieństwo do ostatnich granic. To