moja najdroższa, moja jedyna na świecie Marya, ta kobieta, która mi mało tysiąc razy powiedziała: jestem twoją, jest chora i ja nie mogę nawet wiedzieć, co jej jest?! Z dnia na dzień utracić prawo do wiedzenia o tem, co ktoś, kto był moją własnością i którego własnością ja się czułem: robi, co się z nim dzieje? Pierwszy lepszy obcy człowiek, pierwszy lepszy z tych jej salonowych adoratorów mógł się dowiedzieć o jej zdrowiu, a ja, ja, co jej ręce i nogi całowałem, ja, cobym za nią krew serdeczną dał i świat dał cały, ja nie mogłem nawet spytać, jak jej jest?!... I pomyśleć, że pierwszy lepszy obcy człowiek, o którym ona nigdy nie myśli i nigdy myśleć nie będzie, może z nią rozmawiać, może jej kwiaty dać, może ją w tańcu wpół objąć — a ja nie, a ja nie!... Piekło jest we mnie i śmierć, gdy o tem myślę; zdaje mi się, że mi się załamuje mózg i że mi coś w nim pęka i w dół opada.
I ta obca, zimna, twarda ręka, która się między nas wsunęła! Z dnia na dzień, z godziny na godzinę, już ma prawo ktoś wchodzić między nas, już krewni bliżsi jej są na nowo, niż ja, ja, com był jej narzeczonym i miał być jej mężem... I to ona, ona sama daje to prawo!...
Teraz jest u was jeszcze ciepło. Ona tam konno, jeśli jest już zdrowa, jeździ na wsi lub w Warszawie na wyścigach w loży siedzi. Widzę ją i ten tłum, co ją otacza. Cóż ci ludzie mają za prawo do niej wobec mnie, wobec mnie, któremu ona dobrowolnie przysięgła, że mnie nie opuści nigdy aż do śmierci, jak ja jej przysiągłem?! I mnie, mnie teraz, gdybym tam był, nie
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/47
Ta strona została skorygowana.