morzu. Chciałbym objąć, objąć, objąć, cisnąć ku sobie, stapiać się z czemś innem w jedno. Czuję poprostu ból w ramionach od daremnego pragnienia, objęcia, jakiś dziwny ból na piersiach, na których niema nic, coby się w nie wgnieść chciało... Nie mogę już dłużej pisać, krew mi głowę rozsadza.
Biegałem przez kilka godzin, jak szalony, po mieście. Musiałem się wstrzymywać, aby się nie rzucić ku pierwszej lepszej kobiecie, nie paść jej do nóg i nie krzyczeć jej: kocham cię! kocham cię!
Porwałem wieczorem do gondoli jakąś Włoszkę, nie wiem nawet dobrze, jak wyglądała. Całowałem ją po końcach palców, po nogach, po bucikach, myślałem, że ją spalę oddechem, zduszę, że się z nią zmieszam w jakąś jedną płonącą masę, jak dwa metale stopione w ogniu. Szeptałem jej: amo! amo! jakby ta spotkana dziewczyna była moją kochanką, lub młodą żoną. Z początku uśmiechała się, a potem i ona zaczęła ulegać i drżeć.
A teraz ogarnia mię taki żal, głęboki, wielki, taki żal i siebie i Maryi. Wszakże to moje uczucie, ta moja potrzeba kochania, powinna była być naszą wspólną własnością. Ja powinienem ją potrzebować kochać, ona powinna czuć we mnie tę potrzebę. Czy ona może pojąć, co ona traci, ile traci?! A ja czyż nie powinienem był jej stóp tak całować, jej mówić: kocham cię, jej u nóg leżeć i zamieniać się cały w jedno wielkie, jak świat, pragnienie kochania...«
Jestem tu od tygodnia. Złoto się tu toczy przez kobiety, a kobiety toczą się przez złoto. Wydaje mi się