dną, to znowu wydobywało się z niej na powierzchnię mam wrażenie, że powódź wali się z hukiem, że walą się ku mnie mętne, brudne, spienione wody, a ja w środku rzeki na palu stoję. Jestem bez sił, bez myśli, bez woli, żywy trup. Jedno tylko wspomnienie uporczywie krąży mi po głowie — zapomniałem o tem prawie zupełnie. Oto raz, kiedy nie byliśmy jeszcze narzeczonymi, a dopiero się coś między nami nawiązywać poczęło, jednego wieczoru Marya była dziwnie rozdrażniona i przykra. Grała długo na fortepianie, pamiętam, preludya Chopina, a ja siedziałem bardzo zgnębiony w kącie. Nagle ucięła grę, wstała gwałtownie i powiedziała mi: źle, że na pańską drogę weszłam, ja przynoszę ludziom nieszczęście — — i wyszła z pokoju. Potem zapomniałem o tem, byłem taki szczęśliwy — — a ona przeczuwała co będzie... Bo otóż przeszła koło mnie, jak anioł śmierci...«
List Twój przyszedł tu za mną. Influenca mi przeszła i jadę dalej. Delikatność Twoją, żeś nigdy ani słowem nie potrącił o moją tragedyę umiem ocenić. Nie byłbym inaczej mógł do Ciebie pisywać, a to było mi ogromną nieraz ulgą. Wracam — — wracam ten sam, a zupełnie inny. W życiu mojem coś pękło, coś się przerwało i nie naprawi już nigdy. Wiem, będę żył, jak dawniej, będę mówił, myślał i czuł, jak dawniej, a jednak życie moje jest przecięte na dwie połowy, raz na zawsze. Choroba otrzeźwiła mię ogromnie, mam takie uczucie, jakby mi kamień rozpalony z głowy wypadł, patrzę na siebie zupełnie jasno. Dotąd miałem zmar-