nie chce tu wejść, skoro tam rozmawiają. Muszę go zobaczyć.
— Witam pana — rzekła, wchodząc do przedpokoju. — Czemu pan nie wchodzi?
— Niech pani wybaczy — odparł Rdzawicz, całując ją w rękę. — Nie bywam absolutnie nigdzie.
— No, ależ my jesteśmy tak blizcy krewni. Zrobiłby mi pan wielką przykrość. Tam jest tylko moja siostra.
— Z tymi cudnymi włosami i z taką pełną iskier twarzą?
— Tak.
Rozmowa potoczyła się o rzeczach obojętnych; obie panie jakby lękały się Rdzawicza czemkolwiek urazić. Po chwili Rdzawicz spytał:
— Wymówisz-że mię od tego obiadu?
— Nie, koniecznie wypada ci iść. Stosławski wie już, że ci oddał przysługę, wyglądałoby tak, jakbyś go chciał teraz unikać. Musisz iść.
— Cóż panu Stosławski za przysługę oddał? — zapytała z naiwną ciekawością pani Laura.
Przerwic zmarszczył się, ale Rdzawicz rzekł prosto:
— Pożyczył mi pieniędzy przez Jerzego, proszę pani. No więc, kiedy tak trzeba, to pójdę.
Pani Bisza miała jeszcze sprawunki w mieście i wyszła, zabierając z sobą szwagra do pomocy. Rdzawicz miał go czekać.
Pani Laura czuła się zaambarasowaną; nie wiedziała poprostu, o czem mówić z Rdzawiczem. Spokojny
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/74
Ta strona została skorygowana.