był zupełnie, ale zbyt była kobietą, aby nie dostrzec, że ten spokój jest pozorny i nienaturalny.
Rdzawicz milczał i obracał kapelusz w ręku, po chwili zaś zapytał:
— Czy pani Bisza ma dużo dzieci?
— Przecież pan wie, dwoje, dziewczynkę i chłopca — odparła pani Laura.
Rdzawicz widocznie chciał o czemś mówić, nie mógł się jednak zdecydować, wreszcie ozwał się:
— Chciałem panią zapytać... — urwał i spojrzał na Laurę, jakby chcąc poznać, czy już wie, o co mu chodzi. Ale pani Laura nie dorozumiewała się, dokończył więc: — Chciałem panią zapytać — — czy pani wie co — — Nawet dziwię się sam sobie, że się o to pytam... — głos mu się załamał w gardle.
Pani Laura zaś spoważniała odrazu, kiwnęła lekko głową na znak, że rozumie i odparła:
— Bardzo mało. Mamy niewielu wspólnych znajomych. Była w Warszawie, bom ją spotkała kilka razy na ulicy i w teatrze. Może nawet jest tu teraz.
Rdzawicz drgnął.
— I nic pani nie wie? — spytał znowu po chwili.
— Prawie nic. Wiem, że bywa dosyć.
— Nie wątpię, ale — — i spojrzał bystro na panią Laurę, która odczuła to spojrzenie.
— Nic nie słyszałam — odparła. — Dużo pan teraz widział świata — podjęła, aby odwrócić rozmowę.
Rdzawicz pomyślał chwilę, uśmiechnął się smutno i rzekł:
— Pani jest bardzo dobra, taki pani ma ciepły
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/75
Ta strona została skorygowana.