— Pan wie, jak ja się nazywam, bo pan słyszał — ozwał się, wyciągając do Rdzawicza rękę.
— Rdzawicz.
— A, to pan jest autorem Dyany? Panie, to jest ostatnia kobieta, do którejem się palił.
— Żałuję pana, że ostatnia — rzekł Rdzawicz z uśmiechem.
— Bi, panie! — i Drewski machnął abnegacyjnie ręką.
Rdzawicz popatrzał nań: Drewski mógł mieć lat dwadzieścia pięć lub sześć, skóra i kości, prawie łysy blondyn, z zapadłemi wyblakłemi oczami nieokreślonej barwy, czoło kanciaste, nos długi, cienki, z rozstawionemi nozdrzami, spadzisty ku wargom bladym, cienkim i szeroko wzdłuż rozciętym, broda długa i spiczasta. Ręka, którą położył na stole, biorąc chleb, była wązka, z palcami niezwykle wydłużonymi, o wystających stawach, o skórze jakby wypłowiałej, której zresztą podobną miał Drewski i na twarzy.
Rdzawicz nie widział nigdy u jednego człowieka zgromadzenia w wyrazie takiej sumy wyzywającego cynizmu, lekceważącej wzgardliwości i jakiejś smutnej, niesłychanie egoistycznej apatyi; zarazem poznać było można, że organizm Drewskiego zużyty jest do ostatnich granic.
— Kto to jest? — spytał po cichu Tężla.
— Słyszę panie, że się pan pyta — ozwał się Drewski. — Ja jestem panie taki doktór, który żadnego egzaminu nie ma. Ale jak się wezmę, to jeszcze złożę, pojadę gdzie na wieś i będę sobie żył jak bydlę.
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/82
Ta strona została skorygowana.