— Być może, że tak najlepiej — powiedział Rdzawicz.
— Nie: być może, panie, tylko z pewnością. Co się tam gada, to się gada, a ostatecznie człowiek jest takie samo bydlę, jak każde zwierzę, tylko trochę inne.
— To też to właśnie, że trochę inne.
— I w tem, panie, tkwi główna przyczyna tragedyi ludzkiej, a jest tak organizm skonstruowany, że się to wyperswadować nie da. Ale niema tego złego, coby na dobre nie wyszło. Inteligencya ludzka stworzyła jedną wielką rzecz.
— Jakąż?
— Możność wyjścia z gry, swobodę ruchu, samowładztwo. Patrz pan, ja mam zawsze przy sobie od wypadku to, jedno dla siebie, drugie dla amatora... — tu wyciągnął z kieszeni od kamizelki zawinięte po aptekarsku dwa proszki.
— Panie, pana musi dziwić, że ja tak z panem gadam, jakbym pana dziesięć lat znał. Ale to taki mój zwyczaj.
— Panie, mnie nigdy nic nie dziwi, to taki mój zwyczaj — odparł Rdzawicz.
Drewski popatrzył nań uważnie, potem pociągnął trochę wina z kieliszka, zmarszczył brwi i umilkł.
— Drewskiemu dziś coś jest, widocznie jest bardzo rozdrażniony — szepnął do Przerwica siedzący obok Stosławski.
— Panie Przerwic — ozwał się po chwili Drewski — pan jest poeta, jak się panu zdaje, czy tam co jest?
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/83
Ta strona została skorygowana.