mówił o nim nieraz Stosławski, który mnóstwu młodym dopomógł, rywalizując w tem z suterenową dobroczynnością Misi. Dla Kowala zresztą, oprócz szczerej przyjaźni, miał nadzwyczajny respekt, jako dla »wielkiej głowy i prawdziwej sławy«.
Drewski popatrzył na Kowala i strzepnąwszy ze stołu okruszyny chleba, ozwał się:
— Naturalnie, że pan Rdzawicz ma racyę i gdyby się wogóle powinno czego wstydzić, tobym się wstydził, że mi to, taka prosta i pospolita rzecz, nie przyszło na myśl. Myślałem przecie nieraz o śmierci, bo ostatecznie jest to taki sam dobry do myślenia temat, jak każdy inny.
— Możebyśmy go zmienili — odezwał się Przerwic. — Robicie taki cmentarz przy obiedzie, aż niemiło. Przywiózł pan podobno, panie Kowal, bajeczne kwiaty z Brazylii?
— Przepraszam bardzo, państwo wybaczą — rzekł nagle Drewski, powstając od stołu. Muszę pójść na chwilę do Europejskiego hotelu dowiedzieć się, czy moja matka przyjechała? Dostałem rano wiadomość. Zaraz wrócę.
— A gdzież jest pańska matka? — spytała Misia.
— U państwa Schwalbów, u tych, co to ona Wyraj‑Trzemeska z domu, od dwóch miesięcy za bonę do dzieci, na wsi.
Drewski powiedział to zupełnie spokojnie, ale wszyscy uczuli się za niego zaambarasowani. Ukłonił się lekko i wyszedł.
— To dziwna figura — zauważył ktoś z obecnych.
— Ach, to jest bardzo nieszczęśliwy człowiek —
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/86
Ta strona została skorygowana.