że nie powinien się bać, położył mu rękę na czole. Było zimne i uczyniło mu wrażenie skostniałej skóry. Zatrzymał rękę i czuł, że między nim a tym nieżywym człowiekiem jest jakiś związek, jakaś blizkość. Przedewszystkiem wydawało mu się zbliżającem ich to, że dzieliło ich między sobą tylko życie, to jest rzecz, która w tejże chwili mogła ich przestać dzielić i to najzupełniej i wyłącznie zależnie od woli Rdzawicza. Drewski miał drugi proszek trucizny przy sobie, więc gdyby Rdzawicz chciał przestać żyć, mógł to uczynić istotnie w tej samej chwili. Oprócz więc tej tkanki pajęczej, którą lada powiew może zerwać, a która nazywa się życiem, nic ich nie dzieli. Potem, dlaczego ten człowiek specyalnie zwracał się ku niemu w swoim liście? On więc był jedną z ostatnich myśli Drewskiego przed śmiercią... I Drewski jakby przepowiadał mu podobny koniec... I nie on pierwszy to przepowiadał... Rdzawicz uczuł, że po ciele jego przeszedł jakiś lekki wprawdzie, ale niepokojący dreszcz. Dlaczego właśnie naprzeciw niego było przy stole miejsce dla Drewskiego? Inaczej nie byliby mówili ze sobą i Drewski nie byłby tego napisał, co napisał. I dlaczego właśnie dziś Drewski się zabił? Kto wie, może gdyby się był nie spotkał z nim, nie mówił o śmierci, może byłby tego nie zrobił? Był podniecony. Także, gdyby był rozmawiał z kim innym, byłby z pewnością wyszedł trochę później, lub trochę wcześniej od Stosławskiego i nie byłby spotkał matki na koźle u Schwalbowej, a to wrażenie było bądź co bądź bezpośrednią i ostateczną pobudką, że się otruł. Rdzawicz, czując, że stał się nią
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/98
Ta strona została skorygowana.