Dziesiąta biła, kiedy hrabia Besnard wszedł do pawilonu Carrousel, gdzie mieszkał minister stanu. Był to piątek, dzień wyznaczony na audyencye; w przedpokoju cisnął się tłum różnorodny. Byli tam prefekci, sędziowie, członkowie instytutu, księża, artyści, dziennikarze, aktorzy, baletniczki; każdy przychodził z prośbą, każdy niespokojnie wyczekiwał chwili, kiedy zostanie przypuszczony przed oblicze potężnego ministra. Przed ławkami przechadzał się poważnie naczelnik woźnych, w stalowym łańcuchu na szyi, osobistość bardzo wspaniała i mająca niepoślednie znaczenie. Zatrzymywał się niekiedy i przemawiał surowo lub uprzejmie, stosownie do stanowiska petenta:
— Chwilę cierpliwości, panie prefekcie, Jego Ekscelencya przyjmie pana niezawodnie... Napróżno tracisz czas, kochany panie, widzisz co tu osób... Niech panna się zachowuje przyzwoicie, są tutaj duchowni...
Pan Besnard wymienił mu swoję godność i nazwisko: woźny zapisał je na karteczce i wyszedł. Za chwilę wrócił, wołając donośnym głosem:
— Pan radca stanu, hrabia Besnard!
Starzec udał się za nim, siląc się na obojętność, ale serce biło mu przyspieszoném tętnem. Przyszedł ostatni, a jednak powołują go pierwszego. Co to znaczy? czego chcą od niego?
Strona:PL Thierry - Za Drugiego Cesarstwa.djvu/101
Ta strona została przepisana.
W gabinecie ministra.