zwykłe swoje miejsce w trzecim rzędzie. Siedział nieruchomy z przymkniętemi oczyma i rękami założonemi na piersiach; wszyscy myśleli, że drzemie... Wiedziano, że jest dziwakiem, że trawi go smutek i choroba więc szanowano jego odosobnienie.
On jednak czuwał, wszystko widział i słyszał wszystko... Przed oczyma duszy stanęło mu piękne, ciemnowłose chłopię, jego Marceli, pochylony nad Ewangelii}, z któréj wraz z siostrą uczył się czytać i modlić... „Ten wyraz, to słodkie imię Jezus” — mówił ojciec. — „Ten sam, ojcze, który wołał do siebie małe dzieci?” — pytało chłopię swoim srebrnym głosikiem. — Tak, synku, ten sam, co dobrym dzieciom i rodzicom pozwala żyć razem w niebie.” — „A więc to jest niebo, ojcze?”... — Czas szybko upływał, z dziecka wyrósł piękny, słuszny młodzieniec, który klękając przed starcem, mówił: „Pobłogosław mi, ojcze, gdyż idę się bić za ciebie.” — Potém brzmiało mu w uszach rozpaczliwe łkanie i krzyk: „Przebacz, ojcze, byłem szalony, ja ją tak kochałem!” „Ojcze! zawsze ten sam wyraz, tak w smutku jak w radości, zawsze, zawsze: „Ojcze!”... — O drogie, nieszczęśliwe dziecię!
Po wyschłych licach starca spłynęły zwolna dwie łzy...
Naraz prezes zaczął mówić. Hrabia Besnard ocknął się z zadumy i słuchał z natężoną uwagą, a kiedy zapytano, czy kto żąda głosu, zawołał: „Ja!” Szmer powstał w sali, wszyscy ze zdumieniem zwrócili się ku niemu. Podniósł się z trudnością, zgarbiony i drżący. Mówił z początku dość cicho, ale stopniowo
Strona:PL Thierry - Za Drugiego Cesarstwa.djvu/118
Ta strona została przepisana.