— Idź, siostrzyczko, proszę cię — nalegał Marceli — nie możesz być obecną téj rozmowie.
Widząc, że go nie słucha, wziął ją łagodnie za rękę i wyprowadził z pokoju. Poszła za nim posłuszna.
— Teraz rozmówimy się z sobą! — zawołał młodzieniec, stając przed księżną Carpegna — pocoś tu przyszła?
Ona najspokojniéj odpinała swój płaszcz podróżny.
— Powiedziałam ci już: ponieważ jesteś wolny, chcę cię zabrać z sobą.
Uśmiechała się do niego, jak gdyby nic nie zaszło między nimi. Podniósł już rękę, żeby ją uderzyć, ale się pohamował.
— Nędznico! — syknął.
Wobec téj zniewagi drgnęła i zaczerwieniła się.
— I ty możesz tak do mnie przemawiać — rzekła z łagodnym wyrzutem.
Czarowała go znowu słodkim dźwiękiem głosu, upajała pieszczotliwém spojrzeniem.
— Jedźmy, najdroższy — mówiła, podnosząc się — wczoraj agenci policyjni odwieźli mię do granicy belgijskiéj, nie wolno mi wracać do Francyi. Ja jednak przyjechałam, ale się boję... Pomyśl tylko, gdyby nas znów wyśledzili!... Spieszmy się, mój jedyny.
Podeszła ku niemu, żeby go ująć za rękę. On milczał, ale z oczu jego sypały się iskry gniewu.
— Precz ztąd! — wybuchnął — czy nie widzisz, że jestem gotów cię zabić?
Ruszyła ramionami i, siadając na fotelu, rzekła spokojnie:
Strona:PL Thierry - Za Drugiego Cesarstwa.djvu/125
Ta strona została przepisana.