Strona:PL Thierry - Za Drugiego Cesarstwa.djvu/128

Ta strona została przepisana.

Zalewała się łzami i łkając, czepiała się jego kolan.
Marceli nagle pochwycił ją oburącz, podniósł z ziemi , przyciskając do serca, zawołał:
— Kocham cię... Umrzyjmy razem...
Mrok zimowy ogarniał pokój, w którym stali kochankowie. Marceli nagle uwolnił się z jéj objęć, ukląkł przed fotelem ojca i w krótkiéj modlitwie przesłał mu ostatnie pożegnanie.
W téj saméj chwili hrabia Besnard konał w sali obrad i stygnącemi usty przyzywał swego dziecka.
Młodzieniec podał rękę księżnie i oboje wyszli.




Przypływ morza.

W chatach budziło się życie, w kościołach dzwoniono na Anioł Pański... W murze, otaczającym park Sasseville, odemknięto furtkę, i dwie postacie wysunęły się z poza mój, dążąc ku morzu. Marceli był spokojny i milczący; Rozyna ciągle mówiła, jak gdyby chciała się ogłuszyć.
— Dobrześ uczynił, mój jedyny, żeś wybrał morze na spólną naszę mogiłę. Tam już nikt nas nie rozłączy, nikt!
On przyspieszał kroku, walcząc z wichrem, którv rzucał im w twarz pianę.
Rozyna wzdrygnęła się.
— Ach! jakże zimno! — szepnęła.
Ryk burzy uciszał się niekiedy, a wówczas rozlegało się niby łkanie, niby skarga żałosna morza, chłostanego przez wicher.