Primadonna uliczna stała na środku pokoju śmiała i swobodna, ukazując w uśmiechu dwa szeregi białych zębów.
— Jestem — rzekła do mężczyzny zwanego Ekscelencyą, — co mam zaśpiewać? Może Santa Lucia? Ale tu niema fortepianu.
Mówiła po francuzku czysto.
— Myślałem, że jesteś włoszką — rzekł Ekscelencya, przypatrując się jéj przez szkła.
— Jestem rzymianką — odrzekła.
— Zkądże więc umiesz po francuzku?
— Mój ojciec był profesorem w Marsylii.
— No proszę! Musisz być bardzo uczona?
— O tak, umiem wszystko... prócz tego, czego nie powinnam umieć.
Mężczyźni się zaśmieli; ona im zawtórowała.
— Jesteś równie piękną jak kwiaty, które masz przy staniku — pochwalił Ekscelencya.
— Tak, ale mniéj zwiędniętą — odcięła się włoszka.
— Daj mi ten bukiet, moja śliczna.
— Nigdy! To mój talizman.
— Czy od uroków?
— Tak, a szczególniéj od złych oczu.
— Jakże się nazywasz?
— Bella.
— To imię przybrane, a ja chcę wiedzieć prawdziwe.
Kobieta zawahała się przez chwilę, potém rzekła poważnie:
Strona:PL Thierry - Za Drugiego Cesarstwa.djvu/13
Ta strona została przepisana.