Ta strona została przepisana.
Marceli Besnard puścił ją nagle i zdumionemi oczyma wpatrzył się w przestrzeń!
— Ojcze! szepnął i padł na kolana.
Rozyna zerwała się i zaczęła biedź ku lądowi; On już nie gonił, nawet nie widział.
— Ojcze! ojcze! — powtarzał wciąż, jakby wsenném marzeniu.
Postać kobiety zniknęła niebawem w mgle porannéj.
Syn hrabiego Besnard skrzyżował ręce na piersiach i czekał spokojnie śmierci. Mogiła z każdą chwilą zbliżała się ku niemu.
Cóż on takiego ujrzał, żeby zapomnieć o kobiecie i przebaczyć jéj wszystko? Może światło nadziemskie, które olśniewa wzrok umierającego, rozjaśniło mu tajemnicę odkupienia win rodzicielskich przez cierpienie dzieci?... Może ujrzał ojca, który czekał na syna, żeby go przyjąć i pocieszyć...
KONIEC.