Francya uwielbiała wówczas swego cezara; przebaczyła mu już wszystko: zamach grudniowy, komisye mieszane, deportacye niewinnych ofiar, wygnanie wielkich ludzi. Konserwatyści widzieli w nim narzędzie Opatrzności, zesłańca Bożego, który zdławił niebezpieczne doktryny; w kościołach śpiewano „Te Deum”, a w pałacach i chatach wołano: „Niech żyje cesarz!”
Mniej zapału, ale tyleż przywiązania i wierności, okazywało mu chłodne i podejrzliwe mieszczaństwa. Teraz nie potrzebowali się już lękać niczego, skończyły się zaburzenia uliczne, barykady i bankructwa; handel i przemysł mógł się swobodnie rozwijać... Zarówno w pałacach bankierskich jak w budach kramarzy wołano: „Niech żyje cesarz!”
Gmin słyszał jeszcze echo karabinowych wystrzałów i drżał z trwogi, a wieśniak przyglądał się kolorowemu portretowi „Małego kaprala” i krzyczał także: „Niech żyje cesarz!”
Cały naród powtarzał wtedy okrzyk z pod Austerlitz i Jeny; cały naród wyobrażał sobie, że jest szczęśliwym. O! dni tak niedawne a jednak tak dalekie, kiedy działa inwalidów ogłaszały światu zwycięztwa pod Almą i Małachowem, pod Magentą i Solferinem; kiedy armia francuzka dwukrotnie defilowała przez ulice Paryża, niosąc zwycięzkie wawrzyny; kiedy monarchowie europejscy gościli w Elizejskim pałacu: dni radości i dumy, czy wrócicie jeszcze?... Nie, zbyt głęboka przepaść dzieli nas od przeszłości; wykopała ją nienawiść, zapełniły potoki łez i krwi. Ale wstyd i rozpacz, po ostatecznym pogromie, nie powinny za-
Strona:PL Thierry - Za Drugiego Cesarstwa.djvu/19
Ta strona została przepisana.