— Wicehrabia Besnard — odpowiedziano.
— Krewny radcy stanu?
— Podobno jego syn.
— Syn? — podjął ten sam głos urągliwy — można mu powinszować, pokolenie katów nie wygaśnie na hrabi Brutusie.
Marceli odwrócił się szybko i ujrzał za sobą łysego starca, który taką trwogę wzbudzał w księżnéj Carpegna. Przez kilka chwil obaj mierzyli się wzrokiem.
— Jestem synem hrabiego Brutusa Besnard — rzekł z przyciskiem młodzieniec — chciałbym z panem pomówić...
— Jestem na pańskie usługi — odparł szyderczo nieznajomy — znajdziesz mię pan w sali Apolina.
Przez ten czas księżna nie odwróciła nawet głowy, zajęta jedzeniem. Czyżby nic nie słyszała?
— Wracajmy do galeryi — rzekła, powstając.
Besnard podał jéj rękę i odprowadził na dawne miejsce. Orszak wielbicieli otoczył ją skwapliwie i znowu sypały się żarty, dwuznaczniki, krzyżowały dowcipy i koncepta.
Szambelan La Cbesnaye, z miną zwycięzką, pochylił się ku księżnéj.
— Czarodziejko! — szepnął — umiesz bawić się wachlarzem i zdobywać serca... Po mistrzowsku odegrałaś swoję rolę... Gdybyś tylko chciała...
— Gdybym chciała... co? — zapytała naiwnie.
Pochylił się jeszcze więcéj i rzucił jéj kilka słów do ucha.
Strona:PL Thierry - Za Drugiego Cesarstwa.djvu/31
Ta strona została przepisana.