Kobieta zaśmiała się głośno.
— Żarty!... Co znowu!... Taka nieznacząca osoba jak ja!
— Co powiedział ten niegodziwiec? — zapytał Gravenoire.
— Nic — odrzekła — wielką, niedorzeczność... Chciałby mi otworzyć wszystkie pokoje tego pałacu dodała, wskazując na szambelański klucz starego La Chesnaye — che pazzo!
Marceli tymczasem pospieszył do sali Apolina, gdzie w téj chwili było zupełnie pusto. Na kanapie siedział nieznajomy starzec.
— Jestem synem hrabiego Brutusa Besnard rzekł młodzieniec, przysuwając sobie krzesło — pan znieważyłeś mego ojca!
Tamten uśmiechnął się pogardliwie.
— Czyż można znieważyć pańskiego ojca? — zapytał słodziutko.
Marceli szybko ściągnął rękawiczkę.
— Co to znaczy! — zawołał, blady z gniewu.
— Hrabia Besnard, niegdyś prokurator w komisyach mieszanych — popełnił straszne okrucieństwo.
— Kłamiesz pan! — groźnie wykrzyknął Marceli, zrywając się — mój ojciec spełnił tylko swoję powinność.
— Nawet wówczas, kiedy kazał dwukrotnie rozstrzelać tego nieszczęśliwego Savelli? — rzekł zwolna nieznajomy — twój ojciec jest nędznikiem!
Marceli cisnął mu w twarz rękawiczkę. Spoliczkowany starzec powstał i, prostując wyniosłą swoję postać, rzekł ponuro:
Strona:PL Thierry - Za Drugiego Cesarstwa.djvu/32
Ta strona została przepisana.