Strona:PL Thierry - Za Drugiego Cesarstwa.djvu/43

Ta strona została przepisana.

Kilkanaście minut temu wrócił do domu; przebrawszy się, przyszedł do ojca. Pan Besnard spojrzał surowo na syna i odwrócił się od niego.
— Przebacz mi, ojcze, że nie przyszedłem wcześniéj złożyć ci moich życzeń, ale mam się bić dzisiaj za godzinę.
Starzec drgnął; zdołał jednak zapanować nad sobą, i zapytał z udaną obojętnością:
— Pojedynek? Z jakiego powodu?
— W obronie mojego i twojego honoru, ojcze.
— Mojego honoru? — zawołał hrabia Besnard, powstając — i któż ośmielił się targnąć na niego?
— Wczoraj wieczorem, na balu dworskim, jakiś zuchwalec nazwał naszę rodzinę „pokoleniem katów”. Znieważył mego dziadka, ciebie, mój ojcze, i nas wszystkich... Na obelgę odpowiedziałem obelgą: dałem mu policzek.
— I zabijesz go! — krzyknęła Marya-Anna.
Starzec był blady ale nie odwracał oczu od twarzy syna; jakże go kochał w téj chwili! jakże dumnym czuł się z niego!... Był lekkomyślnym wprawdzie, ale zato w piersi jego biło dzielne serce; wyciągnął rękę do niego.
— Dobrze uczyniłeś, mój synu. Obrona czci to jeden z obowiązków moralnych, które Bóg na nas nakłada... W takich okolicznościach pojedynek staje się rzeczą godziwą, konieczną... Imię zuchwalca, który nas znieważył?
— Książę Carpegna.
— Włoch... Teraz wszystko rozumiem... W jakim wieku jest ten człowiek? I