— Panowie! — zawołał La Chesnaye, zapalając dwudzieste cygaro — podam pewien projekt. Ściemnia się, a my od rana jesteśmy na czczo; gdybyśmy tak pojechali do Maison d’Or, uczcić zwycięzcę wytworną wieczerzą?
— Dziękuję panom, ale nie mógłbym wziąć w niéj udziału — wymawiał się Marceli — spieszę do ojca.
Zaledwie odjechali, z gęstwiny wysunęła się kobieta i stanęła na placu.
— Niedołęga! — zawołała — dał się zabić. Teraz ze mną jedną będziesz miał do czynienia, hrabio Brutusie, biały rzeźniku!
Pospieszyła do karetki, która czekała na drodze.
— Do domu!
Kazała stanąć przed pierwszą oberżą, zażądała pióra i atramentu, i na bilecie wizytowym skreśliła następujące słowa:
„Do wicehrabiego Marcelego Besnard.
Byłam tam i widziałam wszystko. Ukarałeś pan zuchwalca i pomściłeś ojca... Zawsze trzeba mścić się za ojca... Czekam pana w mojéj pustelni.
Rozyna, z domu hrabianka da Prata, wolna nakoniec.”