i dostojników dworu. Był to istny szał uciech; co noc odgłosy muzyki, wybuchy śmiechu i hałas taneczny cały napełniały Paryż. Od stu lat Francya nie bawiła się tak wesoło.
Kiedy stolica oddawała się zabawom i korzystała z karnawału, w pałacu hrabiego Besnard’a dni wlokły się smutnie i jednostajnie. Marceli zmienił się zupełnie od swego powrotu; niktby teraz w tym dzikim odludku nie poznał dawnego hulaki, wytwornego tancerza, o którego ubiegano się w salonach. Nie bywał ani w klubie, ani w teatrze, nie oddawał wcale wizyt i wszystkie odrzucał zaproszenia; nie raczył nawet pójść na pierwszy poniedziałek cesarzowéj. Zasmucony ojciec nieraz czynił mu łagodne uwagi, ale syn wzruszał tylko ramionami, nic nie odpowiadając.
Zato pracował jak szalony. Dzięki ojcowskiemu pośrednictwu, przebaczono mu długą nieobecność w Radzie Stanu, i po krótkiéj przemowie prezesa, pana Baroche, który lubił strofować młodych audytorów, Marceli Besnard objął napo wrót swoje obowiązki. Odtąd nie opuścił żadnego posiedzenia i mógł służyć za wzór gorliwości.
Codzień o jedenastéj wchodził do wspaniałéj sali pałacu Orsay, ozdobionéj freskami, i brał się do roboty. Raporty jego zachwycały prezesa, który przepowiadał mu świetną przyszłość.
Wieczorem wychodził ztamtąd ostatni i szedł wzdłuż Sekwany aż do posępnego pustkowia, które rozciąga się w stronie Grenelle. Wiatr mroźny smagał go po twarzy, śnieg lodowatemi obsypywał igłami, ale on nie zważał na to i szedł szybko, nie patrząc
Strona:PL Thierry - Za Drugiego Cesarstwa.djvu/79
Ta strona została przepisana.