Szał miłosny zagłuszył głos rozsądku.
— Idźmy! — zawołał młodzieniec.
W téj chwili przejeżdżał pusty powóz, nieznajomy go zatrzymał.
— Montmartre! — rozkazał woźnicy — plac Św. Piotra.
Stanęli przed pięciopiętrową kamienicą, nędznéj powierzchowności, prawdziwą norą nędzarzy.
— Ecco! — rzekł nieznajomy, wyskakując z powozu — jesteśmy na miejscu. Zapytaj pan o pokój pani Julii Negri, u niéj mieszka Łazarz.
Zniknął, jakgdyby go ziemia pochłonęła. Marceli śmiało zapuścił się w długi i brudny korytarz, oświetlony łojową świeczką; na samym jego końcu mieściła się izdebka stróża.
— Gdzie mieszka pani Julia Negri? — zapytał.
Stróż, zajęty zszywaniem gałganów, żywo podniósł głowę.
— Zapewne pan przychodzisz do tego jegomości, co u niéj mieszka? Spóźniłeś się, podobno już nie żyje... W każdym razie możesz pan zajrzeć: piąte piętro, trzecie drzwi na prawo.
Marceli Besnard wszedł na wązkie i kręte schody, które chwiały się za każdym jego krokiem. Na pierwszém piętrze paliła się cuchnąca lampka, ale daléj nieprzejrzane panowały ciemności. Wkrótce zatrzymał