się zdyszany, nogi chwiały się pod nim, posępne myśli nie dawały pokoju.
Poco on tu przyszedł? Ażeby zbadać tajemnicę. Co za szaleństwo! Nieinaczéj, ale chce raz dowiedzieć się o wszystkióm. Kto przysłał te kwiaty, z któremi wiązało się tyle wspomnień? Co znaczyła ta pamiątka niepowrotnéj przeszłości? Ona może żałowała swój zdrady, pragnęła go widzieć, przebłagać...
Marceli dostał się nakoniec na piąte piętro ale na korytarzu było tak ciemno, że nie mógł do drzwi trafić. Na odgłos jego kroków skrzypnęły drzwi i w nich ukazała się stara kobieta, z lichtarzem w ręku. Sądząc po czerwonéj spódnicy, aksamitnym gorsecie i białéj chusteczce na głowie, musiała być włoszką.
— Do kogo pan idziesz? — zapytała.
— Do pani Julii Negri.
— Ja nią jestem.
— Mogę się widzieć z panem Łazarzem?
Kobieta złożyła ręce.
— Ach! on już niedługo stanie przed sądem Bozkim... Spiesz się pan... albo nie, poczekaj, zapytam się.
Zamknęła drzwi za sobą, zostawiając wicehrabiego Besnard’a w ciemnościach.
Ogarnął go wstyd i trwoga; stał jak wryty.
Stara włoszka otworzyła nakoniec drzwi i skinęła na Marcelego.
— Chodź pan, padrone chce się widzieć z tobą. Poverino! jemu już niewiele się należy na tym świecie.
Usunęła się, żeby przepuścić gościa.
Strona:PL Thierry - Za Drugiego Cesarstwa.djvu/85
Ta strona została przepisana.