— Istny balsam, przyrządzony podług recepty sławnego Vergi z Medyolanu. To jego wynalazek. Może pan spróbujesz?
Rozśmiał się znowu, a śmiech ponuro rozległ się po nędznéj izdebce.
— Wybacz, panie wicehrabio, że cię przyjmuję w tak lichym apartamencie, ale nie mogłem znaleźć lepszego. Zacna kobieta, która mię przytuliła, jest moją rodaczką, i, jak ja, kocha gorąco nasze biedne Włochy. Wygnańcy, po całym świecie rozsiewać będziemy nasze kości, ale duch nasz na skrzydłach wichru powróci do ziemi włoskiéj... Przebacz, piękny kawalerze, ten napad liryzmu, jak wy to nazywacie, ale kto cierpi, skłonny jest do takich napadów... Co ja chciałem powiedzieć? Już wiem... Książę Carpegna bardzo żałuje, że nie może cię przyjąć w swoim pałacu, ale musi się ukrywać, gdyż nie należy już do liczby żyjących.
Odetchnął z trudnością i, pochylając się ku Marcelemu, szepnął:
— Nasza piękna Rozyna jest w Paryżu. Czy chcesz ją widzieć?
Marceli wzruszył ramionami, ale nic nie odpowiedział.
— O! zgaduję co myślisz, czytam w twojém serca — ciągnął daléj starzec. — Mówisz sobie: jakże podłym jest książę Carpegna! Otóż mylisz się, honor jest mi równie drogim jak tobie, a co do mojéj moralności, mało mię obchodzi zdanie waszych mieszczuchów. Nie byłbym cię trudził tak wcześnie, ale śmierć na mnie woła, dusi mnie już, ciągnie... To są skutki
Strona:PL Thierry - Za Drugiego Cesarstwa.djvu/87
Ta strona została przepisana.