Przed magazynem z bronią gapiło się wielu ciekawych, przyglądając się pałaszom i dubeltówkom, karabinom i rewolwerom. Marceli machinalnie zatrzymał się przed wystawą i patrzył na mordercze narzędzia, błyszczące tak niewinnie w świetle gazowém. Jeden szczególniéj rewolwer, oprawny w kość słoniową, zwrócił jego uwagę; był maleńki, zgrabny, lekki, istny klejnocik.
„Znam węzeł silniejszy niż małżeństwo — zabrzmiało mu w uszach; — kiedy ukochana istota nas zdradza, trzeba ją zabić...”
Marceli cofnął się, ale za chwilę powrócił, i nieprzepartą pchnięty siłą, wszedł do magazynu.
— Czego pan sobie życzy? — zapytał właściciel.
— Ile kosztuje ten rewolwer, oprawny w kość słoniową?
Kupiec wziął broń z wystawy.
— Istne cacko, system angielski, wyrób nieporównany... Sześćdziesiąt franków.
Marceli rzucił na stół pieniądze i skwapliwie pochwycił zabójcze narzędzie.
— Dodajemy darmo pudełko nabojów — odezwał się kupiec.
— To zbyteczne... Może mi pan nabijesz rewolwer?
— I owszem... Włożyłem sześć nabojów, będzie czém poczęstować tych, którzy panu wejdą w drogę.
Marceli wsunął broń do kieszeni i wyszedł spiesznie.
Na bulwarze dorożki zwolna przejeżdżały; Marceli wskoczył do jednéj.
Strona:PL Thierry - Za Drugiego Cesarstwa.djvu/91
Ta strona została przepisana.